Strona:Tadeusz Dropiowski - Na turniach.djvu/9

Ta strona została przepisana.




PRZEDMOWA.

Zdarzenia i wrażenia opisane na tych kartach, nie są świeżej daty; blisko trzydzieści lat minęło od tych czasów. Przeżyte one były na kilka lat przed wybuchem wojny światowej. Od tej pory wiele w Tatrach uległo zmianie. Pewnie — turnie stoją jak dawniej dumne i groźne. Ale ludzi z tych czasów mało już zostało przy życiu. A ci, co żyją, jeśli ich chwyci tęsknota za Tatrami, jadą — o ironio! — kolejką linową na wierchy, aby jeszcze raz spojrzeć z bliska na umiłowanie młodości.
W owych czasach nie było jeszcze kolejek na szczyty, nie było na szczytach przemysłu gospodnio szynkarskiego, nie było ciastkarzy i lejkarzy, od których dziś niektóre wierchy się roją. Nie było na górach zbiegowiska i jarmarku ludzkiego. Czy to było lepiej, czy gorzej? nie wiem. Każdy czas ma swoje potrzeby. Ale było inaczej.
Nie było wtedy jeszcze w Tatrach komfortu z elektrycznym oświetleniem, z „bieżącą ciepłą i zimną wodą“, schroniska przeważnie