Strona:Tadeusz Dropiowski - Na turniach.djvu/93

Ta strona została przepisana.

sie mężczyzny! nic dość, że musiałem zdobywać serce panny Zosi, muszę jeszcze zdobywać klamry i pięćdziesiąt trzypiętrowych kamienic.
— Niech pan zdobędzie choć ze trzy — wtrąciłem — ale na równinach — panna Zosia nic nie będzie miała przeciw temu!
Panna Zosia wybuchnęła zaraz gwałtownym śmiechem; nie darmo mówiono, że pannie Zosi wystarczy pokazać zgięty palec, aby zaraz rozległa się cała gama śmiechu.
— Proszę szanowne grono — rzekłem — wobec zamierzonej tury przez Zawrat na Orlą Perć i Kozi Wirch musimy przystąpić do obioru wodza. Wszyscy mamy równe szanse, bo nikt z nas tej drogi nie zna. Proszę o wnioski!
— Pan Tadeusz wybrany przez aklamację! — wołała Cesia.
— Zgoda! — wołali wszyscy.
— Za wybór dziękuję i oświadczam, że go przyjmuję ale pod pewnymi warunkami. Po pierwsze: nie mogę ręczyć, czy gdzie nie zbłądzimy a w następstwie nie przesiedzimy w turniach i noc całą, bo drogę znam tylko z opisu w przewodniku Chmielowskiego i to nie dokładnie, jako żem go dokładnie nie czytał. Mam go w plecaku, więc w razie potrzeby wezwę swą sekretarkę, którą mianuję pannę Cesię, aby nam odpowiednie ustępy odczytała ku ogólnemu zbudowaniu. Po drugie: nie mogę ręczyć za trudności drogi, bo ich sam nie znam. Po trzecie: nikt nie będzie poczytywał sobie