Strona:Tadeusz Dropiowski - Na turniach.djvu/95

Ta strona została przepisana.

która ubrana w niebieski kostium, ze swymi jasnymi włosami i niebieskimi oczyma wyglądała jak cherubinek z obrazka. Także i Lusia wyglądała uroczo w męskim stroju ze swą łobuzerską minką.
— Teraz już jestem zadowolona, — mówiła — jest nas pięciu mężczyzn i nie ma niewiast w naszym towarzystwie. Bo po cóż chodzić z babami! Teraz jest dopiero prawdziwa taternicka wyprawa. Możebyśmy zrobili jakie pierwsze wyjście!
— Ba — odparłem — gdyby było co jeszcze do zdobycia! Wszystkie turnie, turniczki i turniątka miały już swych zdobywców. Sam sławny Janusz Chmielowski zdobył więcej turniczek, niż Don Juan serc niewieścich. Spóźniliśmy się niestety i musimy iść w cudze ślady.
Weszliśmy na turnię.
— Skała! to lubię! — wołała Lusia. — Bo te wszystkie piargi to naprawdę można znienawidzić. Każdy mężczyzna powinien być stały jak skała a nie zmienny jak ten piarg ruchomy.
— Jeśli panna Lusia porównywa mężczyzn ze skałą, to wie pani do czego w Tatrach przyrównałbym niewiasty?
— Do czegóż? — pytały wszystkie panny zaciekawione.
— Do siklawy tatrzańskiej! Bo to ślicznie się wygina, wdzięczy, połyskuje do słońca, stroi się w brylanty i dużo szumu robi.
— Ja wiem, wiem! — wołała Lusia, gdy reszta towarzystwa się śmiała — w tym ostatnim pan Ta-