pokazać. Nazywa się Mira Moretti i mieszka w Bristolu.
Na dźwięk nazwiska tego posępny młodzieniec z kąta kawiarni drgnął gwałtownie, zbladł, usta wykrzywiły mu się niby bezmiernego bólu grymasem, niby skurczem hamowanego gniewu. Wahał się chwilę, ale wnet szybko przesunął się ku Stefanowi i rzucił mu w ucho z mocą:
— Palnę w łeb, jak psu, jeśli pan słówko jedno więcej piśniesz...
Uszło to uwagi zebranych, gdyż, ubawieni konfuzyą Stefana, napełniali dymną atmosferę kawiarni zgiełkiem nie do opisania. Brodowicz, śmiejąc się na całe gardło, żądał dokładnego opisu „osoby“.
— Gadaj Stefan, bez blagi, jak naprawdę wygląda twoja bonne fortune? Uwłosienie?...
— Mam w kieszeni... browning... wyborny — szeptał tamten przez krtań zaciśniętą — siedem strzałów... tak mi Panie Boże przy skonaniu dopomóż...
Było snadź coś okropnego w tych słowach, w tym głosie zduszonym, chrapliwym, nieludzkim, bo Stefan drżał na całem ciele. Ręce zwisły mu bezwładnie wzdłuż bioder. Siedział, jak spiorunowany, nie umiejąc znaleźć odpowiedzi na złośliwe, drapieżne już wręcz w tej chwili napaści towarzyszów. Znęcano się nad nim bezlitośnie.
Strona:Tadeusz Jaroszyński - Oko za oko.djvu/124
Ta strona została skorygowana.