Niewątpliwie cnoty mędrców egipskich nie były jego cnotami. Chciał coś mówić, ale niewytłumaczony lęk ściskał go za gardło.
Brodowicz, jak zwykle, pesymistycznie przekorny, rezerwę Margiela oświetlał ze strony najgorszej.
— Nie lubię sfinksów — mówił z przekąsem. — Chcę z góry wiedzioć z kim... mam przyjemność. Chcę wiedzieć dokładnie, czy można faceta zostawić sam na sam z rublem czy nie można.
Trelski zauważył, że koncept jest niesmaczny.
— Myślisz — odpalił tamten ze wzgardliwem nieco odęciem ust.
— A ja ci powiem Duda (Dudą Trelskiego tu nazywano) i zapamiętaj to sobie raz na zawsze, że jeden jest sprawdzian niezawodny — rubel. Oczywiście nie należy tego brać dosłownie. Rubel to tylko symbol, znak algebraiczny, figura retoryczna. Możesz tu przedstawić najrozmaitsze wartości — suma jest rzeczą względną; zresztą niema rzeczy bezwzględnych w nizinach ludzkiego bytowania. Mam też do użytku praktycznego pewną, wyrażoną w rublach i kopiejkach, skalę do szacowania bliźnich moich najserdeczniejszych.
— Na ileż taksujesz Stefana?
— No, wogóle skala moja nie jest bardzo
Strona:Tadeusz Jaroszyński - Oko za oko.djvu/128
Ta strona została przepisana.