się, że normy estetyczne są również względne najzupełniej.
Cisnęła mi rękopis w twarz.
— Nie chcę. Bohaterka jest niesympatyczna, obrzydliwa kokocica, kanalja!
— Moje dziecko — mówię jej łagodnie — trzeba trochę kanalji... przecież... no... crapulette...
— Dobrze, ale chyba we śnie... na niby... Chcę grać margrabinę i koniecznie kobietę uczciwą. Rozumiesz? Stać mnie na to!
— Ha, poszedłem do panów de Flers’a i Caillavet’a...
Proszę pana, osoba, która ma dessous za trzysta tysięcy franków, może sobie pozwolić na trochę cnoty, bodaj fikcyjnej... bodaj teatralnej.
— Zapewne.
— Może, kończył impresaryo, ubierać się, rozbierać, pokazać publiczności wszystko... całe owo niesłychane bogactwo batystów, haftów, koronek...
— A o to głównie chodziło?
— Właśnie.
Strona:Tadeusz Jaroszyński - Oko za oko.djvu/177
Ta strona została przepisana.