Strona:Tadeusz Jaroszyński - Oko za oko.djvu/82

Ta strona została przepisana.

— To jest... rzeczywiście — zaczął, jąkając się trochę — to jest... restauracja, w której jadam, ma naprawdę okna od północy... no i w mieszkaniu mojem wszystkie okna są północne... tak... północne.
Powiedział to tonem tak dziwnym, że panu Józefowi w głowie zrodziła się nagle wątpliwość, czy pan Karol wogóle okna jakie i wowóle jakiekolwiek mieszkanie posiada, a obiad o którym mówi nie jest fikcją.
Wszakże pomni, jak kiedyś, po tej pierwszej, urządzonej u nich kolacii wystawniejszej, wybierał się do zaproszonej przez panią Józefową, młodzieży z rewizytami, pan Karol wręcz i otwarcie oświadczył, że wizyty przyjmuje tylko w kawiarni „Pod kogutkiem“.
Miał to czynić wzorem obyczajów panujących w Europie, gdzie wogóle przyjęcia domowe uważane są za przeżytek przeczasiałych już tradycji towarzyskich.
Radca, jako człowiek znający życie nie z jednej strony, wiedział dobrze, co pod tem tłumaczeniem rozumieć należy, nie wdawał się więc z młodzieńcem w dysputy zasadnicze, lecz złożył mu wizytę „Pod kogutkiem“, gdzie, nawiasem mówiąc, sam zapłacił rachunek za wspólnie wypite kawy i koniaki. W każdym razie wtedy już powziął podejrzenie, że młody człowiek, pomimo, zawsze nader wytwornego i we-