Strona:Tadeusz Jaroszyński - Oko za oko.djvu/96

Ta strona została przepisana.

niu, ułożenie warunków zdał w zupełności na pana Szeligę.
Przyznać trzeba, iż nie żałował tego bynajmniej. Przedewszystkiem honorarjum, zaprojektowane przez wspaniałomyślnego pełnomocnika, przewyższało najśmielsze marzenia przyszłego pedagoga, i on sam prawdopodobnie poprostu nie odważyłby się głośno wymienić podobnie poważnej sumy, bodaj na żarty. Poza tem pan Szeliga, jako człowiek praktyczny, omówił w najdrobniejszych szczegółach wytyczne punkty wzajemnego stosunku, przyczem dość wyraźnie zaznaczył troskę o ułatwienie młodzieńcowi sytuacji w obcym domu. Niewątpliwie niepraktyczny filozof nie umiałby tego wszystkiego tak dokładnie przewidzieć i równie drobiazgowo uwzględnić.
Pełen uniesienia radosnego, wyciągnął dłoń dziękczynną.
— O, panie — rzekł tamten, dotykając trzema palcami wyciągniętej ręki. — O, panie, siostra moja jest wysoce inteligentna i potrafi ocenić siłę pedagogiczną, jaką szanowny pan przy tych kwalifikacjach... przy tych tytułach naukowych, osobą swoją przedstawia. Jednak... muszę pana uprzedzić, że dom jest, że tak powiem, osobliwy...
Tu właśnie zjawiło się owo frasobliwe zmieszanie. Rzekłbyś, imponujący spokój i pewność