da“ i jeździec, chcąc nie chcąc, skierował wierzchowca w otwarte wrota.
Po posiłku i jako takim wypoczynku zwrócił się do gospodarza.
— Dlaczego nazwał pan swój zajazd „hotel Rodriganda“?
— Bo byłem przez wiele lat służącym pana hrabiego i jemu tylko zawdzięczam posiadanie tego domu — odparł gospodarz.
— Ach tak? A więc zna pan chyba stosunki, panujące na zamku?
— Naturalnie.
— Czy nie mógłby mi pan powiedzieć, jacy tam ludzie mieszkają? Jestem lekarzem i jadę z Paryża do Rodriganda, chciałbym więc wiedzieć z kim będę miał do czynienia.
— Chętnie pana poinformuję, sennor — odpowiedział rozmowny gospodarz. — Zastanie pan tam jego syna, Alfonsa, który właśnie niedawno przyjechał z Meksyku i córkę, hrabiankę Różę.
— A kto mieszka jeszcze w zamku prócz hrabiego i jego dzieci.
— Niewiele osób: sennora Klaryssa, przełożona klasztoru Karmelitanek, sennor Gasparino, notariusz z Manrezy, który prowadzi sprawy majątkowe hrabiego. Pobożni są oboje bardzo, tylko, że... ja im nie bardzo dowierzam.
— Dlaczego?
— Bo to tacy ludzie, co to modlą się pod figurą, a mają diabła za skórą.
— Aha, a któż jest jeszcze?
— Kasztelan Jan Alimpo i jego żona Elwira.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 01.djvu/11
Ta strona została skorygowana.
— 9 —