jawić powodów, które skłoniły ją do tej przysięgi i zmusiła Zorskiego słowem honoru, że nigdy nie będzie jej szukał, ani starał się dowiedzieć, co się z nią stało.
Przed rozstaniem raz jeden tylko pozwoliła mu przycisnąć się do serca i złożyć na swych ustach pożegnalny pocałunek.
Chwila ta na zawsze utkwiła w pamięci doktora i gdy tęsknota za ukochaną opanowywała go, wspominał tę krótką chwilę użyczonej mu rozkoszy.
Aż nagle otrzymuje od niej list... Z drżeniem otwierał go. Uradowany i zdumiony zarazem był po przeczytaniu go. Zaraz też spakował manatki. Pożegnał się z profesorem chirurgii, u którego był asystentem, i pojechał do Hiszpanii.
Bez trudu znalazł doktór chatę Mindrella. Młynarz był w domu i z ciekawością spojrzał na nieznajomego przybysza.
— Czy znacie towarzyszkę hrabianki de Rodriganda? — zagadnął doktór.
— O kogo panu chodzi? — zapytał gospodarz, mocno zdziwiony.
— O pannę Rozettę.
— Święta Panno z Kordoby — zawołał młynarz, czy pan Zorski z Paryża?
— Tak, to ja.
— Witaj, panie doktorze, — w samą porę przybywasz. Panna hrabianka... to jest chciałem powiedzieć panna Rozetta jest bardzo niespokojna i wciąż pana oczekuje.
Mówiąc to, Mindrello tak był zmieszany, że zwróciło to uwagę doktora.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 01.djvu/14
Ta strona została skorygowana.
— 12 —