— Ile masz lat?
— Nie wiem.
— A jak dawno jesteś między „brygantami“?
— Osiemnaście lat.
Żebrak drgnął.
— Osiemnaście lat — szepnął — to tyleż co i...
Urwał i głośno rzekł: — a czy nie przypominasz sobie nic z czasów twego dzieciństwa, nim się dostałeś do brygantów?
— Czasami coś sobie przypominam, ale nie wiem, czy to było we śnie, czy na jawie.
— Przypominam sobie jakąś malutką, żywą laleczkę, czy może dziewczynkę, leżącą w pięknym, białym łóżeczku, ozdobionym złotą koroną.
— A imienia jej nie przypominasz sobie?
— Owszem: nazywałem ją Rositą.
— A co jeszcze przypominasz sobie?
— Czasami przypominam sobie jakiegoś mężczyznę, w pięknym złocistym mundurze, który mnie nazywał: „Alfons“. Brał mnie zawsze na kolana, pieścił i całował. Była też u nas piękna pani, która pieściła mnie i moją siostrę, Rositę. Byłem mały, ale słuchali mnie różni dorośli — widocznie słudzy. Ja też spałem w łóżku, które ozdobione było koronami. Pewnego razu obudziłem się w jakimś obcym miejscu z zawiązanymi ustami. Był przy mnie jakiś człowiek, którego bałem się śmiertelnie. Chciałem krzyczeć, ale on mi mocniej zawiązał chustkę na ustach.
Co się stało później, nie wiem. Przypominam sobie tylko, że się obudziłem w lesie sam jeden i że się bardzo bałem.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 01.djvu/27
Ta strona została skorygowana.
— 25 —