Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 02.djvu/14

Ta strona została skorygowana.
—   44   —

nic nie jest, gdy w rzeczywistości stan jego jest bardzo groźny.
— Zupełnie słusznie — zgodził się hrabia — dlatego też nie polegam na swoim samopoczuciu i pozostaję pod obserwacją i opieką doktora Zorskiego, który stwierdził przed godziną, że mój stan polepszył się znacznie.
Lekarze spojrzeli na siebie znacząco. W oczach ich błysnęła nienawiść i strach. Francas jednakże nie ustępował.
— Dziwi mnie bardzo zaufanie, którym pan hrabia obdarza tego nieznanego nikomu cudzoziemca — rzekł Francas. — On leczy przecież jak znachor.
— Wybaczcie, sennores — rzekł hrabia — ale stanowczo posuwacie się za daleko w swych oskarżeniach. Doktór Zorski jest wprawdzie cudzoziemcem, ale jest to starszy asystent profesora Letourbiera. Poza tym zechcą panowie wziąć pod uwagę, że nie ma go tu w tej chwili i rzeczą nie rycerską jest odzywanie się w ten sposób o człowieku, który się nie może bronić.
— Jeżeli krytykujemy doktora Zorskiego, to tylko ze względu na pana hrabiego. Powtarzamy: jedynym ratunkiem dla pana hrabiego jest natychmiastowa operacja, podczas gdy metoda, którą stosuje doktór Zorski, doprowadzi niechybnie do katastrofy.
Hrabia znów uśmiechnął się i spytał:
— Czy panowie są tego pewni?
— Najzupełniej — odpowiedzieli wszyscy trzej.
— W takim razie proszę obejrzeć sobie to — powiedział hrabia, podając lekarzom nieduże pudełko.
Francas wziął je do ręki, zajrzał do środka i skrzywił się pogardliwie.