Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 03.djvu/16

Ta strona została skorygowana.
—   78   —

— Któż to taki?
— Nasz lekarz.
— Lekarz? — skrzywiła się Amy. — Cóż może na tym się lekarz rozumieć? Taki pan rozumie się na swoich maściach i pigułkach, ale nie na piękności.
— No, więc nasz lekarz zna się nie tylko na maściach i pigułkach — roześmiała się Róża — doktór Zorski jest...
— Zorski? — przerwała miss Amy — przecież waszym lekarzem jest, zdaje się, Cielli.
— Był — poprawiła ją Róża, aleśmy mu podziękowali za jego usługi. Wyobraź sobie, że nasz nowy lekarz podjął się przywrócić ojcu wzrok.
— Co ty mówisz?! — zawołała Amy. — Czyż te możliwe?
— Podobno tak.
— Ach, Różyczko, cieszę się bardzo z tego powodu. Opowiedz mi o tym lekarzu. To musi być naprawdę czarodziej. Przecież twego ojca uznano za nieuleczalnie chorego.
— Opowiem ci wszystko, kochanie, ale po drodze, nie tutaj. O, widzisz, nasz powóz już zajechał.

Mariano, na którym spojrzenie pięknej cudzoziemki wywarło wrażenie po prostu piorunujące, wszedł do gospody, by się dowiedzieć, kim jest owo złotowłose dziewczę.
Dla niepoznaki kazał sobie podać wino, lecz nie pił go. Chciał zagadnąć gospodarza, albo kogoś ze służby, kim jest piękna nieznajoma, lecz wszyscy uwijali się szybko, obsługując licznych gości.
Nagle wyjrzał przez okno i osłupiał ze zdumienia