Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 03.djvu/19

Ta strona została skorygowana.
—   81   —

Henrikard cofnął się, zatrzepotał rękami w powietrzu i upadł na wznak. Kula Mariana przebiła mu serce. Młodzieniec zeskoczył z konia i pobiegł do karety.
Zgorączkowany stoczoną przed chwilą walką, z dymiącym pistoletem w ręku stanął przed dziewczętami piękny, jak młody bóg.
— Dostali za swoje! — zawołał. — Ale czy paniom nic się nie stało?
Amy zmieszana milczała, ale Róża zdołała prędzej oprzytomnieć i rzekła:
— Bogu dzięki, nic nam się nie stało. Przybył pan w sam czas, sennorze. Proszę przyjąć nasze najserdeczniejsze podziękowanie za bohaterski ratunek.
To mówiąc, wyciągnęła rączkę do Mariana, który ją ucałował z czcią, i dodała:
— Jestem kontezza de Rodriganda, a to moja przyjaciółka, miss Amy Lindsay.
— Nazywam się Alfred de Lautreville — przedstawił się Mariano z galanterią — jestem szczęśliwy, że udało mi się wyświadczyć paniom tę drobną przysługę i gotów jestem nadal paniom służyć, czym tylko będę mógł.
— Bardzo panu dziękujemy — odpowiedziała, uśmiechając się, Róża — chętnie przyjmiemy ofiarowane nam usługi, gdyż moi ludzie gdzieś zniknęli.
— O, jeden tu jest — zaśmiał się Mariano. — Siedzi nad powozem i trzęsie się ze strachu. Hej, chłopie, wyłaźże stamtąd nareszcie!
Woźnica wygramolił się z ukrycia i zbliżył z zawstydzoną miną.