Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 03.djvu/28

Ta strona została skorygowana.
—   90   —

kobietę poznał na pierwszy rzut oka. Wszak w dzieciństwie była jego najtroskliwszą opiekunką!
— Pani nazywa się Elwira, nieprawda. — spytał wreszcie. — Pani jest żoną kasztelana.
— Tak jest — odpowiedziała zdziwiona kobieta. — Skąd sennor mnie zna?
— Słyszałem, jak mąż opowiadał o pani; ale dlaczego pani mnie nazywa hrabią Emanuelem.
— Wybaczy, sennor porucznik, ale pan wygląda akurat tak samo, jak hrabia Emanuel, kiedy miał dwadzieścia lat.
— Doprawdy? — udał wielkie zdziwienie Mariano. — Co za zdumiewający zbieg okoliczności!
— Jak żywy obraz jaśnie pana hrabiego! — zdumiewała się pani Elwira — jak syn rodzony! Ach, gdyby pana mógł zobaczyć mój Alimpo.
— On już mnie widział.
— A prawda. Zdaje się, że nawet mówił panu o mnie?
— Tak jest. Prosił, by oddać pani pozdrowienie.
Elwira uśmiechnęła się błogo.
— Jak to pięknie z jego strony! — rozrzewniła się. — Czy powiedział coś jeszcze.
— Prosił powiedzieć, że go zbóje nie zastrzelili.
— O Boże! słyszałam już, że i jego napadli. Jakie to szczęście, że łaskawa kontezza była pod jego opieką! Mój Alimpo jest dzielny i odważny. Musiałam go już nieraz wstrzymywać, bo inaczej kto wie, czym by się skończyło jego narażanie na niebezpieczeństwo.
Mariano przygryzł wargi, ledwie wstrzymując się od śmiechu, a gruba kasztelanowa mówiła dalej:
— Jeżeli sennor sobie życzy, zaprowadzę pana do