galerii obrazów, gdzie wisi obraz pana hrabiego, który został namalowany w tym właśnie roku, kiedy Don Alfons przyszedł na świat. Przekona się sennor sam, jakie to uderzające podobieństwo jest między panem a panem hrabią.
— Dziękuję, sennora — rzekł Mariano grzecznie — odłożymy to może na inny dzień.
— A naturalnie, naturalnie — zawołała Elwira — sennor pewnie zmęczony. Rozumiem, taka walka z rabusiami to nie żarty.
Chciała wyjść, ale Mariano zatrzymał ją.
— Może zechciałaby mi pani udzielić pewnych informacyj, sennora?
— Bardzo chętnie, panie poruczniku, Panu i panu doktorowi Zorskiemu nie umiałabym nic odmówić.
— Pani mówi o tym polskim lekarzu?
— Tak jest!
— Co to za człowiek?
— O, to bohater jakich mało! Prawdziwy mężczyzna — dorównuje prawie, prawie mojemu Alimpo.
Mariano parsknął śmiechem, ale poczciwa kasztelanowa nie zauważyła tego i prawiła dalej:
— A jaki to lekarz znakomity! Było tu przed nim trzech znakomitych doktorów, którzy mieli leczyć pana hrabiego, ale musieli przed nim ustąpić, chociaż to cudzoziemiec. I dobrze się stało, bo tamci chcieli krajać pana hrabiego, a on go wyleczył z kamienia bez operacji. Teraz ma właśnie zająć się leczeniem oczu pana hrabiego, a trzeba panu wiedzieć, sennorze, że najznakomitsi lekarze mówili, że nikt go nie wyleczy z tej ślepoty. Wszyscy więc doktora kochamy i szanujemy, chociaż niedawno przyjechał.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 03.djvu/29
Ta strona została skorygowana.
— 91 —