go jedynaka, gdzie tyłe niebezpieczeństw czyha na każżdym kroku.
— Okoliczności zmusiły hrabiego. Wuj jego don Ferdinando udał się do Meksyku i tam się osiedlił. Po paru latach zebrał taki majątek, że go uważano za krezusa.
Ponieważ był nieżonaty chciał drugiego syna hrabiego uczynić swoim spadkobiercę. Postawił jednak warunek: chłopiec ma przyjechać do Meksyku i u niego się wychowywać.
Hrabia, któremu chodziło o to by taki kolosalny majątek nie przepadł zgodził się i wysłał syna.
— Czy chłopak nazywał się Alfonso?
— Tak.
— Kto go zawiózł do Meksyku?
— Inspektor don Ferdinando Petro Arbeler, który w tym celu przybył do zamku.
— Czy był jeszcze ktoś przy dziecku?
— Jego mamka, Maria.
— Gdzie wsiadł na okręt Petro Arbeler?
— W Barcelonie. Hrabia i hrabina odwieźli dzecko, ja byłam równeż z nimi.
— Czy odprawadzili dziecko na okręt?
— Nie. Z powodnu burzy musiano się zatrzymać przez dwa dni. Przez ten czas inspektor mieszkał w hotelu „Pod olbrzymem“.
Wszystko zgadzało się jaknajdokładniej z opowiadaniem żebraka.
— Czy sennor Kortezo służył już u hrabiego?
— Tak.
— Czy ma dzieci?
— Nie, nie ma.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 03.djvu/31
Ta strona została skorygowana.
— 93 —