Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 04.djvu/30

Ta strona została skorygowana.
—   124   —

to bowiem, żaden dar, lecz uczciwie zarobione honorarium. Traktuję go wprawdzie nie jak obcego, lecz jak najdroższego gościa, tym niemniej jednak pamiętać muszę o swych obowiązkach.


Rozdział 11.
NIKCZEMNY SPISEK.

Podczas gdy radowano się na zamku z powodu cudownego wyzdrowienia hrabiego odbywał właśnie Gasparino Kortejo naradę ze swym wspólnikiem Landolą w kajucie statku „la Pendola”.
Kapitan Henrico Landola mimo hiszpańskiego imienia i nazwiska był najprawdziwszym w świecie Yankesem[1]. Przeskrobawszy coś w swojej ojczyźnie, uciekł zagranicę i włóczył się po morzach, handlując czym tylko się da, byle tylko dobrze zarobić.
Opowiadano o nim, że nie cofał się przed najciemniejszymi interesami, nawet przed handlem niewolnikami, którzy od kilkudziesięciu już lat był zakazany i za który groziła surowa kara.

Nieraz też wymykał się jego zwinny i lekki trójmasztowiec „La Pendola“[2] pogoni statków strażniczych, które go chciały zatrzymać i zrewidować. Nieraz zdarzało się kapitanowi być w nielada tarapatach, ale zawsze z nich wychodził obronną ręką.

  1. Amerykaninem.
  2. Pióro.