Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 04.djvu/7

Ta strona została skorygowana.
—   101   —

Prócz lekarza, musi zniknąć z zamku jeszcze jeden; człowiek.
— Kto taki?
— Pewien oficer.
— To ciekawe. Co to za wojak?
— Oficer francuski, niejaki Alfred de Lautreville.
— Alfred de L — — — hm — nie znam jakoś tego człowieka.
— Zdaje się nawet, że pan go zna, toż to przecież on zabił waszych ludzi — rzekł z lekką ironią w głosie.
— To o tego wam chodzi? No, to da się zrobić. On i mnie stoi na drodze.
— Zaznaczam, że trzeba prędko działać. Jeżeli nie moglibyście usunąć go w przeciągu kilku dni, będę musiał prosić o pomoc innych, którzy skuteczniej załatwią moje polecenie.
— Niech sennor na mnie polega, zrobię jak pan każe.
— A więc, kapitano, zabijcie doktora, a porucznika usuńcie mi z oczu, niech zniknie gdzieś, by go nikt znaleźć nie mógł. Pieniądze dostaniecie po wykonaniu roboty.
— Ha, trudno, jak sennor tak chce, niech i tak będzie.
Bandyta zniknął, a notariusz wrócił do zamku. załatwiona.
Bądźcie zdrowi, sennorze, wkrótce sprawa będzie
— Ha, ha, ha — śmiał się szyderczo. Sądzisz może, kapitanie, że się dam oszukać? Muszę wziąć całą sprawę w swoje ręce.