Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 04.djvu/9

Ta strona została skorygowana.
—   103   —

kasztelanowa — myślę, że i mój Alimpo nie utrzymałby? naczynia w ręku, gdyby mu powiedziano coś podobnego.
— No, a teraz proszę mi przynieść mleko — zakończył rozmowę niewzruszony doktór.
Pani Elwira złapała się za głowę i, nie zważając na porozrzucane po podłodze skorupy, wytoczyła się za drzwi.
Kiedy w jakiś czas później lekarz przyszedł do salonu, obsypano go zewsząd pytaniami:
— Czy to prawda, sennorze, że pan hrabia będzie dziś operowany?
— Tak jest — odpowiedział doktór krótko.
Zapanowało milczenie. Wszyscy spojrzeli po sobie. Pierwszy odezwał się Alfons, który zmarszczywszy surowo brwi, zapytał ostro:
— Czy pan jest pewny powodzenia tej operacji? Czy mógłby pan zaręczyć, że się uda?
— Zaręczyć? — powtórzył Zorski — Lekarz nie może nigdy zaręczyć za wynik operacji. Gdyby to zrobił, byłby szarlatanem tylko, gdyż zawsze może się zdarzyć coś nieprzewidzianego.
— Więc na jakiej podstawie ośmiela się pan przystąpić do tak poważnej operacji?
— Na tej, że dokonywałem podobne wielokrotnie z całkowitym powodzeniem i mam nadzieję, że i tym razem mi się uda.

— A więc jako syn chorego żądam od pana, by pan przede wszystkim zwołał konsylium[1] najznakomitszych naszych chirurgów i przystąpił do operacji za ich zgodą i dokonał jej przy ich pomocy.

  1. naradę lekarską.