czytać. Tymczasem notariusz wydobył fłaszeczkę z trucizną i szybko wlał dwie krople do czekolady. W tejże chwili hrabia odwrócił się i zauważył rękę jego nad filiżanką. W ostatniej chwili jednak zdążył Kortejo ukryć fłaszeczkę w dłoni.
— Co tam robisz, sennorze? — zapytał don Emanuel zdziwiony.
— Odpędzam muchę — odpowiedział bez zająknienia przebiegły notariusz.
Hrabia, który jeszcze niezbyt dobrze widział, uwierzył mu i wrócił do czytania kontraktu, po czym podpisał go i podniósł do ust filiżankę.
Błysk zwierzęcego okrucieństwa pojawił się w oczach Korteja. Nikczemny notariusz z zapartym tchem wpatrywał się w swą ofiarę. Czy nie poczuje smaku trucizny? Czy nie cofnie się w ostatniej chwili?
Ale don Emanuel wychylił filiżankę aż do dna...
Notariusz odetchnął. Spadł mu w tej chwili ogromny ciężar z serca. Teraz już nie obawiał się nikogo na świecie!
— Czy pan hrabia jeszcze coś rozkaże? — spytał.
— Owszem: opracujesz kontrakt, w myśl którego Zorski zostanie moim lekarzem nadwornym na miejsce Ciellego.
— Z jaką pensją? — spytał notariusz.
— Trzech tysięcy dukatów.
— Aż tyle? — zdziwił się Kortejo.
— Wart znacznie więcej, mój kochany. Ciekaw jestem, czy się w ogóle zgodzi tu zostać.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 05.djvu/25
Ta strona została skorygowana.
— 147 —