Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 05.djvu/26

Ta strona została skorygowana.
—   148   —

— Niedoczekanie jego! — pomyślał notariusz — jutro go Alfons każe psami wyszczuć z zamku!
— Słucham, panie hrabio — rzekł — zaraz napiszę kontrakt.
Po wyjściu z pokoju hrabiego schował szybko akty i przygotował się do wyjazdu.
W pół godziny później pogonił cwałem tą samą drogą, którą niedawno odjechał Zorski. Zamierzał dogonić lekarza, śledzić go niepostrzeżenie i systematycznie niweczyć jego przedsięwzięcie.
Wkrótce po jego wyjeździe wszedł kasztelan Alimpo do pokoju hrabiego, by sprzątnąć ze stołu. Jakież było jego przerażenie, gdy zobaczył swego pana skulonego w najdalszym kącie komnaty! Trząsł się jak w febrze, jęcząc żałośnie, to znów wył i skomlał jak pies.
— Panie hrabio, łaskawy don Emanuelu! — zawołał ze łzami w oczach stary, wierny sługa — co panu się stało?
— O nie pytajcie o nic — wybełkotał hrabia, wodząc wokoło przerażonym spojrzeniem — nie pytajcie, ja nic nie wiem, nic nie wiem, nic nie wiem!...
— Panie hrabio! — wołał Alimpo — jaśnie wielmożny panie hrabio, co to jest?!
— Nie róbcie mi nic złego, ja nic nie wiem — powtarzał wciąż swoje hrabia.
Kasztelan struchlał. Najchętniej uciekłby stąd natychmiast, ale uczucie przywiązania względem hrabiego zwyciężyło.
— Don Emanuelu — błagał, ledwie wstrzymu-