Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 05.djvu/27

Ta strona została skorygowana.
—   149   —

jąc łzy — do Emanuelu, niechże się pan opamięta!...
— O, ja nic nie pamiętam — plótł bezładnie hrabia — nie pamiętam kim jestem, nie wiem gdzie jestem, nic nie wiem.
Łzy rozpaczy popłynęły po twarzy poczciwego kasztelana. Zbliżył się do hrabiego, wołając:
— Don Emanuelu, niech się pan opamięta, zaraz pobiegnę po doktora. Niech się pan tymczasem położy do łóżka.
— A-a-a! — zawył nieludzkim głosem hrabia, wyciągając przed siebie ręce, jak do obrony. — Nie dochodź do mnie, boję się.
— Ależ wielmożny panie hrabio, czyż pan mnie nie poznaje? Wszak jestem pański wierny Alimpo!
— Alimpo? — spytał hrabia — Aa-lim-po, Aa-lim-po!
Wysunął się z kąta i począł powtarzać powoli:
— Właśnie, właśnie jestem Alimpo, wierny Alimpo. Teraz już wiem! Jestem wierny Alimpo, A-a-lim-po!
Kasztelan złapał się za głowę i uciekł z pokoju, jakby go szatan gonił.
Pani Elwira prasowała właśnie bieliznę, gdy jej mąż wpadł do pokoju, jak bomba.
— Elwiro! — krzyknął przeraźliwie — Elwiro!
Pani kasztelanowa tak się zlękła, że aż żelazko wypadło jej z ręki.
— Święta Madonno! — zawołała — Alimpo, mój kochany Alimpo, cóż ci się stało?