z pełnym godności dostojeństwem, trząsł się teraz jak w febrze i jęczał:
— Nie róbcie mi nic złego, jestem Alimpo!
— O, mój Boże! — krzyknęła Elwira — panie hrabio, na miłość Boską, co panu jest?
— Ja... jestem... Alimpo, pański... wierny... Alimpo — bełkotał hrabia.
— O, Madonno! — jęknęła kasztelanowa — biegnij po kontezzę, Alimpo. Niech zaraz przyjdzie.
Mały kasztelan pobiegł co tchu szukać donny Róży. Po chwili znalazł ją w pokoju miss Amy. Na pierwszy rzut oka poznała hrabianka, że zaszło coś złego, spytała więc niespokojnie:
— Co się stało, Alimpo? Czemuś taki rozstrojony?
— Łaskawa kontezzo... niech się tylko pani nie przestraszy... stało się coś okropnego.
— Co to znaczy, Alimpo? — zlękła się donna Róża.
— Łaskaw a kontezzo, to takie straszne...
— Ależ mówże nareszcie! — przerwała mu hrabianka, przestraszona nie na żarty. — Mów, co się stało?
— Pan hrabia... pan hrabia...
— Co?! — krzyczała prawie. — Co się stało ojcu?
— Pan hrabia dostał pomieszania zmysłów.
— To niemożliwe! Byłam u ojca przed godziną.
— Naprawdę, łaskawa kontezzo, don Emanuel naprawdę dostał pomieszania zmysłów! To samo mówi moja Elwira.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 05.djvu/29
Ta strona została skorygowana.
— 151 —