Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 06.djvu/10

Ta strona została skorygowana.
—   160   —

— A, sennor Kortejo — przywitał notariusza — nie spodziewałem się tak prędko pańskiej wizyty.
— Przyjechałem pana uprzedzić, że sprawa wykryła się, wóz pański został zauważony i wiadomo już kogo pan na nim wiózł. Za godzinę może tu przyjechać w pogoni za panem pewien jegomość, który lubi wtykać nos w nieswoje sprawy.
— Ba, dużo mi zrobi! Jestem już gotów do wyjazdu i za kwadrans mogę podnieść kotwicę. Chodź pan na chwilę do kajuty, aby zakończyć nasze rachunki.
— A jak się ma wasz więzień?
— Doskonale: leży pod pokładem związany jak bela, nie może się ruszyć, nie wie o świecie Bożym i zanim się dowie, będziemy już daleko.
W kwadrans później spoglądał Kortejo z triumfującym uśmiechem na statek korsarski, który wypłynął na pełne morze.


Rozdział 13.
NA TROPIE.

Gdy Zorski dojechał do gościńca, przekonał się, że ślad ściganego przezeń wozu znika wśród śladów dziesiątków innych pojazdów. Energiczny doktór nie tracił wszakże nadziei i postanowił spytać się po drodze, czy nie widziano wozu, na którym jechało kilka obcych w okolicy osób, sądząc bowiem ze śladów musiało ich być co najmniej sześciu.