W godzinę później Zorski był już w Rodriganda.
Powitał go kasztelan, który zaraz na wstępie począł załamywać ręce i lamentować.
— Co za nieszczęście, panie doktorze! — jęczał. — Przecież pan hrabia zupełnie oszalał. O Boże, ktoby to mógł przypuścić? Taki dobry i sprawiedliwy pan! Ach jaka szkoda!
— Więc to prawda? — spytał Zorski, zeskakując z konia. — Toż to nie do wiary poprostu!
— Moja Elwira mówi to samo, panie doktorze, ale cóż z tego, kiedy hrabia naprawdę chory.
— Kto jest przy don Emanuelu?
— Donna Róża. Ach, sennorze, gdyby pan wiedział, co tu się działo! Hrabia Alfons ogłosił się panem Rodriganda i chciał sprowadzić doktora od wariatów, ale nasza dzielna kontezza wyrzuciła go za drzwi jak psa, zamknęła się z ojcem i teraz nie wpuszcza tam nikogo,
Zorski skinął głową i pobiegł po schodach na górę.
Dwaj służący, którzy stali przy drzwiach wpuścili go bez przeszkody. Widocznie taki mieli rozkaz od hrabianki.
Don Emanuel, leżał w łóżku z obwiązaną głową, obok niego zaś siedziała Miss Amy i tonąca we łzach Róża.
Na widok ukochanego biedne dziewczę rzuciło mu się z płaczem na szyję.
— Mój ojciec! — łkała — mój biedny ojciec!
Doktór pocałował ją w czoło i szepnął: — Zo--
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 06.djvu/19
Ta strona została skorygowana.
— 169 —