— O tak, mój Alimpo, gdybym tylko mogła.
— I ja też, moja kochana Elwiro i dlatego zgłoszę się do usług pana doktora.
Wszyscy spojrzeli ze zdumieniem na małego kasztelana, który zazwyczaj nie odznaczał się zbytnim bohaterstwem. Kasztelanowa w pierwszej chwili wydawała się być zaskoczona, później wszakże podniosła głowę dumnie i rzekła z patosem:
— Wiedziałam oddawna, że jesteś odważny, Alimpo i zawsze wstrzymywałam cię. Tym razem wszakże nie będę ci broniła, okazać swego bohaterstwa. Idź więc, Alimpo, dokonaj ofiary i uratuj naszego kochanego don Emanuela.
Wszyscy szeroko otworzyli oczy. Czegoś podobnego nikt się nie spodziewał po tej parze poczciwych, niezmiernie śmiesznych ludzi.
— Mój drogi Alimpo — zapytał doktór — czy zdajecie sobie sprawę z tego, co chcecie uczynić?
— Tak, panie doktorze.
— Czy wyobrażacie sobie, jakie was czekają męki?
— Wiem, bo czytałem o tym kiedyś w pewnej książce.
— I to was nie przestrasza? Gotowi jesteście wziąć na siebie takie tortury?
— Tak jest, panie doktorze. Dla naszego pana hrabiego warto znieść najokropniejsze tortury.
— Dobrze — rzekł lekarz — zastanowię się nad waszą propozycją. W tej chwili zresztą hrabia jest za słaby na taką kurację i dlatego będziemy musieli zaczekać parę dni.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 06.djvu/26
Ta strona została skorygowana.
— 176 —