Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 06.djvu/4

Ta strona została skorygowana.
—   154   —

— Ale... ale... w jaki sposób on go znajdzie? — i pytał osłupiały kasztelan.
— Nie wiem — odpowiedziała Róża — wyślij trzech, czterech, pięciu posłańców! Wyślij tylu, ilu zechcesz, byle tylko go zawrócili! Biegnij Alimpo, bo każda chwila odgrywa rolę!
Kasztelan nie pytał już więcej. Bez kapelusza wypadł z zamku ku stajniom i w dwie minuty później gnało już pięciu jeźdźców na najszybszych koniach hrabiego w kierunku Barcelony.
Niezwykły ruch przy stajniach i jednoczesne wyruszenie aż pięciu konnych posłańców zauważył hrabia Alfons, który stał właśnie przy oknie w pokoju siostry Klaryssy.
Musiało się coś niezwykłego stać w zamku — rzekł — hrabia wysłał gdzieś pięciu posłańców.
— To rzeczywiście niezwykle, a dokąd jadą?
— W kierunku Barcelony.
— Wartoby się dowiedzieć, co się stało, synu. Stale teraz musimy się mieć na baczności.
Alfons otworzył okno i zawołał kasztelana, który wracał właśnie ze stajni.
— Kto wysłał tych gońców? — spytał.
— Ja, łaskawy panie — odpowiedział Alimpo.
— Dokąd?
— Do Barcelony.
— Kto kazał?
— Jaśnie wielmożna hrabianka donna Róża.
— Aż pięciu naraz?
— Tak jest.
— A po co?
— Mają wyszukać sennora Zorskiego.