Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 07.djvu/22

Ta strona została skorygowana.
—   200   —

Róża przyskoczyła do niego, pochwyciła skrawek bielizny i zalała się łzami.
— Boże, Boże, Boże! — powtarzała wśród łkań — mój biedny ojciec!
— Czy to naprawdę bielizna ojca? — spytał wzruszony Zorski.
— Tak... — łkała hrabianka — ja sama ojcu włożyłam tę koszulę... Ach, Boże, to moja wina, moja wina, moja!... Gdybym nie spała, ojciec żyłby jeszcze.
— Gdzie leży zabity? — spytał Zorski.
— Na dnie „Baterii“ — odpowiedział Garbo.
Obecni spojrzeli po sobie. „Baterią“ nazywano najstraszniejszą w okolicy rozpadlinę skalną głębokości kilkuset metrów, o pionowych prawie ścianach skalnych.
Nikt już teraz nie wątpił, że hrabia nie żyje. Róża chwyciła się za głowę.
— Zabiłam ojca! — zawołała. — Jestem morderczynią własnego ojca! Boże, bądź mi miłościw!
Przycisnęła chusteczkę do oczu i wybiegła. Amy poszła za swą przyjaciółką, by ją pocieszyć.
— Czy można się dostać do trupa? — spytał notariusz.
— Można, jeżeli się zna skały.
— A ty je znasz?
— Znam.
— Zaprowadzisz nas?
— Czemuby nie, sennorze? Ale jestem biedny Gitano, łaskawy panie.
— Dobrze. Nie będziesz szedł darmo. Jeżeli