Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 07.djvu/25

Ta strona została skorygowana.
—   203   —

stało się już z twej winy. Mówiłem, że hrabia jest szalony i że należy go strzec, ale pan zlekceważył moje przestrogi i z pańskiej winy szlachetny don Emanuel poniósł tak okropną śmierć.
Zorski wzruszył ramionami, nie zaszczyciwszy go nawet spojrzeniem i odszedł.
Do Manrezy było dość daleko, toteż upłynęło sporo czasu, zanim przyjechał doktór Cielli. Tymczasem Zorski, nie zważając na zdziwione spojrzenia obecnych, chodził po wąwozie i skrupulatnie badał każdy występ skalny na zboczu. Wdrapał się nawet z narażeniem życia po stromej skale na górę, szukając miejsca, z którego zabity runął w dół.
Notariusz przyglądał się jego badaniom śladów z wściekłością, ale nie mógł temu przeszkodzić.
Wreszcie przybył sprowadzony przez umyślnego posłańca, Cielli.
— Witaj, sennorze! — zawołał Kortejo — jużeśmy się nie mogli pana doczekać.
— Pędziłem, co koń wyskoczy — odpowiedział doktór — niestety, nie można było zdążyć wcześniej.
— Wie pan o co chodzi?
— Wiem, mówił mi pański posłaniec — odpowiedział doktór Cielli, i westchnąwszy obłudnie dodał:
— Biedny hrabia! Któż mógłby przewidzieć, że taki koniec czeka tak znakomitego pana. Ale powiedz pan, sennorze, któż to łazi tak po skałach, jakby chciał połamać ręce i nogi?