zwanie się Zorskiego wytrąciło z równowagi zarówno jego, jak i Alfonsa. Obaj zachodzili w głowę, w jaki sposób mógł doktór dowiedzieć się, co się stało z prawdziwym synem don Emanuela, Drżeli na myśl, co zamierza przedsięwziąć Zorski i jakie jeszcze z jego strony grożą niespodzianki. Nagle notariusz zauważył leżący na stole list bankiera z Barcelony. Otworzył go, przebiegł oczyma i twarz jego rozjaśniła się radością.
— Chodź do matki, Alfonsie — zawołał — jesteśmy uratowani!
Siostra Klaryssa przyjęła ich z niepokojem. Wiedziała już, co zaszło nad „Baterią“, gdyż o tym mówiono w całym zamku.
— Gasparino — zapytała — czy to prawda, że nam grozi nowe niebezpieczeństwo ze strony tego cudzoziemskiego przybłędy?
— Groziło — poprawił Kortejo, uśmiechając się wesoło — groziło, lecz nie grozi już.
— Nie wiem, co cię tak cieszy — rzekła siostra z przekąsem — nie widzę żadnych powodów do radości.
— Ale ja widzę.
— Jak to?
— Nasz barceloński bankier pisze, że wypłacił honorarium Zorskiemu.
— Tylko tyle? — spytała siostra z rozczarowaniem — a ja myślałam...
— Ależ ten list oddaje przeklętego Polaka w nasze ręce. Spojrzyj tylko jaką sumę on odebrał.
Klaryssa i Alfons chwycili jednocześnie list
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 08.djvu/12
Ta strona została skorygowana.
— 218 —