zumiała doskonale, że w tej chwili nie pomogą żadne słowa pociechy.
— Panno Różo — rzekł doktór — niech pani się opanuje. Pani ojciec żyje!
— Co mówisz, Karlosie? To niemożliwe!
— Przysięgam, że mówię prawdę.
— Ależ.. na miły Bóg!... Co to znaczy? — odchodziła od zmysłów prawie hrabianka. — Przecież tam w przepaści znaleziono zwłoki ojca?
— To nie były jego zwłoki — powiedział doktór dobitnie.
Hrabianka spojrzała nań szeroko rozwartymi oczyma.
Nieufność, strach, zwątpienie i nadzieję naprzemian wyrażała jej twarz.
— Co mówisz, Karlosie? — spytała, drżąc jaki w febrze.
— Czyż to możliwe? — Donno Różo, nie śmiałbym cię zwodzić w tak poważnej chwili: zwłoki, które tam leżą, nie są zwłokami ojca pani. Don Emanuel żyje na pewno. Podsunięto jakiegoś zeszpeconego umyślnie trupa „Baterii“, aby wszystkich utrzymać w przeświadczeniu, że zginął.
— Ale któż mógłby to zrobić? Po co?
— Ci, którzy są w tym zainteresowani.
— Nic nie rozumiem! — zawołała hrabianka.
— Różo, nie chciałbym nikogo oskarżać, ale szereg wypadków, jaki zaszedł od chwili mojego przybycia, nasuwa mi względem pewnych osób podejrzenia.
— O czym ty mówisz, Karlosie? Wytłumacz jaśniej.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 08.djvu/16
Ta strona została skorygowana.
— 222 —