zważając na niezachęcający zgoła ton swego rozmówcy.
— Jestem korregidorem — burknął tamten — ma pan to sobie pamiętać raz na zawsze, a po co pana tu sprowadzono, to się dowiesz podczas przesłuchania.
— Przesłuchania? — powtórzył Zorski — cóż to, pod śledztwem jestem?
— Tak jest, wielce szanowny panie — odpowiedział korregidor — jest pan pod śledztwem i masz odpowiadać, a nie pytać o to, co do ciebie nie należy. Zrozumiano?
Zorski nie odpowiedział. Zrozumiał, że wpadł w pułapkę i znajduje się w mocy wroga, postanowił więc zachowywać się tak, by nie wywołać awantury, na której najwidoczniej zależało zacnemu przedstawicielowi hiszpańskiej władzy.
— Jest więc pan lekarzem? — pytał korregidor, nie doczekawszy się odpowiedzi.
— Tak — odparł Zorski krótko.
— Jaka jest pana specjalność?
— Nie mam specjalności, leczę wszelkie choroby.
— Wiek?
— Dwadzieścia sześć lat.
— Karany?
— Nie.
— Ani razu?
— No, karany, ale tylko jeden raz — ze skruszoną miną przyznał się Zorski.
— Aha! — ucieszył się korregidor. — Kiedy? Jak? Za co? Na ile?
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 08.djvu/28
Ta strona została skorygowana.
— 234 —