czytał mi przez okno wyrok i na tym koniec. W taki to sposób sternik okrętu „Lion“ Jakub Garbilot znikł z powierzchni ziemi na zawsze!
Zamilkł i odwrócił się do ściany.
Wkrótce potem Jakub Garbilot poczuł się tak źle, że już nie wstawał wcale. Czując zbliżającą się śmierć, zapragnął pojednać się z Bogiem i ze łzami w oczach prosił klucznika o przysłanie mu spowiednika. Udało mu się jakoś wzruszyć kamienne serce więziennego cerbera.
Była właśnie wigilia Bożego Narodzenia. Nieszczęsny sternik, konający prawie, leżał na sienniku, a łzy wielkie jak groch spływały po jego twarzy. Zorski siedział przy nim, trzymając w swej mocnej szerokiej ręce wychudłą dłoń chorego i uspokajał go jak umiał, choć jemu samemu serce pękało z żalu.
Wtem zagrzytnął klucz w zamku, drzwi się otworzyły i do celi wszedł klucznik, a za nim zakonnik.
— Spowiadaj się! — rozkazał cerber więzienny, a zwracając się do Zorskiego, wskazał otwarte drzwi i zakomenderował:
— Naprzód, marsz!