— Złożył pan egzamin w hiszpańskiej izbie lekarskiej?
— Nie.
— A pomimo to zajmował się pan praktyką! Stwierdzam przekroczenie praw, obowiązujących w państwie Jego Królewskiej Mości i zamykam dzisiejsze przesłuchanie. Może pan odejść.
— Jak to do celi? — spytał Zorski. — Co to znaczy?
— To, co pan słyszał. Na dziś przesłuchanie skończone!
— To znaczy, że będą dalsze? — nie ustępował doktór.
— Będą. Rozumie się, że bedą.
— Ile?
— Tyle, ile trzeba.
— Ależ nie mam zamiaru tu wiecznie siedzieć!
— O to pana nikt nie pyta — odpowiedział korregidor. — Pójdzie pan do celi numer cztery i pozostanie tam tak długo, jak ja zechcę.
— Cóż to, więźniem jestem, czy co? — oburzył się Zorski. — Co to ma znaczyć?
— Pan tu nic nie ma do gadania! — wrzasnął malec. — Ma pan milczeć, słuchać i wykonywać rozkazy!
— Ależ to jest bezprawie! — wybuchnął doktór. — Jestem cudzoziemcem, obywatelem innego państwa! Protestuję kategorycznie przeciwko takiemu traktowaniu!
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 09.djvu/3
Ta strona została skorygowana.
— 237 —