Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 09.djvu/30

Ta strona została skorygowana.
—   264   —

— Kto jest chory?
— Nasza hrabianka.
— Cóż jej jest?
— Oszalała, jak powiadają.
— Panie z nieba, toż to straszne.
— Tak, ojcze wielebny, to prawda. Zamek i rodzina Rodriganda strasznie ciężko została dotknięta. Najpierw hrabia zaniewidział i jak tylko go wyleczyli, dostał obłąkania. A w napadzie rzucił się ze skały i zabił się na miejscu. Teraz córka z rozpaczy sama oszalała. Rzeczywiście, zdaje się człowiekowi, że jakiś zły duch zapanował w zamku i w jego obrębie. W parku napadnięto na tego zacnego doktora Zorskiego, który zginął, jakby w wodę wpadł, następnie napadnięto na hrabiankę i jej przyjaciółkę, potem znikł gość z zamku, jeden porucznik od huzarów, wreszcie został zaskoczony przez rabusia pełnomocnik tamtejszy w swoim własnym pokoju.
— Jak się nazywa ten pełnomocnik.
— Gasparino Kortejo.
— A cóż to za rabuś, który go napadł?
— Jakiś bandyta z fałszywą brodą i peruką. Leży w jednej z piwnic zamku, jutro go mają pochować. Dzisiaj jest pogrzeb nieszczęśliwego hrabiego, na który ma się zjechać pełno panów z okolicy i najwyżsi dygnitarze, to dopiero będzie pompa!
— Gdzie go pochowają?
— W kaplicy zamkowej.