— W jaki sposób?
— Czy macie pieniądze, sennor Alimpo?
— Ile? Na co?
— Sennor Zorski nie ma, naturalnie, w więzieniu pieniędzy, a do ucieczki za granicę potrzeba środków; co do mnie jestem biednym sługą Bożym i żyję ze szczodrobliwości możnych, więc mu ich dać nie mogę.
Alimpo zerwał się z krzesła, otworzył szufladę z komody i wyjął z niej parę większych woreczków z pieniędzmi i teczkę z banknotami. Przyniósłszy je na stół, zawołał z entuzjazmem.
— Tu! proszę! bierzcie! mam dosyć dużo, bierzcie wszystko nawet.
— Ile tego jest?
— Cztery do pięciu tysięcy duros, któreśmy sobie złożyli przez całe życie. Dla naszego dobrego sennora Zorskiego dajemy z chęcią. Z całym sercem, Nieprawdaż, moja droga Elwiro?
— Oczywiście — skinęła głową.— Jak się uwolni, będzie może mógł naszą drogą kontezzę wyleczyć.
— Gdzie ona jest? — zapytał zakonnik. — Zapewne w zakładzie dla obłąkanych.
— Nie. Jest w Laryssie, w zakładzie świętej Weroniki, którego przełożoną jest siostra Klaryssa.
— Ależ ona powinna być w zakładzie leczniczym, a nie w klasztorze.
— Czyż może się bronić? Zakład ten ma dostać połowę jej majątku. Dowiedziałem się, że już, odjechała z siostrą Klaryssą.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 10.djvu/12
Ta strona została skorygowana.
— 274 —