Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 10.djvu/27

Ta strona została skorygowana.
—   289   —

znowu, powiem ci jednak, że gdyby hrabianka okazała się nieuleczalnie chorą, umrzesz z mej ręki najstraszniejszą śmiercią, jaka istnieje. Do wyleczenia jej potrzebuję tego samego środka, którego miałem użyć u hrabiego Emanuela, mianowicie piany człowieka, łaskotanego na śmierć! Ponieważ trucizną swą wywołałeś szał, będzie nie od rzeczy, jeżeli sam dostarczysz środka uzdrawiającego. Będę cię teraz tak długo łaskotał, aż pienić się będziesz. Zabiję cię zaś dopiero wtedy, gdy i ten środek okaże się bezskuteczny.
Przy tych słowach pokryło się czoło adwokata potem śmiertelnej trwogi. Zorski nie troszczył się o to, pochwycił więźnia, zaniósł do bocznego pokoju i związał tak, że ruszyć się nie mógł; potem zakneblował jego usta jeszcze mocniej i szukał naczynia, w którym mógłby zebrać jadowitą pianę.
Wśród tych przygotowań trwoga adwokata ciągle wzrastała. Lekarz zdjął mu z nóg cienkie, jedwabne skarpetki i począł łaskotać podeszwy związanego.
Tymczasem służba oczekiwała jego powrotu. Trwało to dość długo, lecz nikt nie odważył się oddalić wbrew jego rozkazowi.
Wtem weszła dziewczyna, która towarzyszyła hrabiance, mówiąc, że na górze słychać straszne krzyki. Naradzono się, co czynić wypada i postanowiono wreszcie, by alkald z odźwiernym poszli zobaczyć, skąd pochodziły te wrzaski.
Gdy weszli na górny korytarz, włosy im stanęły dęba.