Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 10.djvu/7

Ta strona została skorygowana.
—   269   —

— Więc jesteście pewni, że porucznik de Lautreville dobrowolnie się nie oddalił, tylko przemocą został porwany i wsadzony na okręt?
— Jesteśmy przekonani, bo i sennor Zorski i kontezza byli tego samego zdania.
— Znałem tego człowieka, wychowałem go i pokochałem, jak syna i wszystkie sprężyny poruszę, by się dowiedzieć, gdzie on się znajduje.
— A ten Zorski jak zniknął?
— Nie wiemy, zniknął nagle.
— I nikt nie wie, dokąd go porwano?
— Żaden człowiek.
— Ale sędzia z Manrezy będzie przecież wiedział?
— Tak, ale on nikomu nie powie.
— Ha, ten Zorski, to musi być jakiś nadzwyczajny człowiek. Kto chce wyjaśnić tajemnice zamku Rodriganda, ten musi sobie jego pomoc zapewnić. Tak, trzeba go wyszukać.
— O uczyńcie to, wielebny ojcze! — prosiła kasztelanowa. On tylko może biednej kontezzie pomóc.
— Nie będę się lękał żadnych przeciwności, możecie mi wierzyć. Ale czy można zobaczyć tego rabusia, którego sennor Gasparino zastrzelił?
— Dlaczego nie. Leży w piwnicy — rzekł Alimpo.
— Poprowadźcie mnie do niego.
Obaj mężczyźni udali się do piwnicy, w której leżał trup. Kasztelan chciał właśnie drzwi otworzyć, gdy Kortejo zaszedł mu drogę.
— Czego chcecie tutaj?