Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 11.djvu/26

Ta strona została skorygowana.
—   316   —

— Śnisz może? Płynę z Hiszpanii, a wy od Moluków, co możesz wiedzieć o spodzie mego okrętu?
— Że więźnia tam ukrywacie.
I tym razem pomimo widocznego zmieszania zapanował nad sobą i odpowiedział:
— Czy nie mam prawa zamknąć na dnie majtka, który był nieposłuszny?
— O! zapewne! ale nie macie prawa zamykać tego, którego wam Gasparino Kortejo dostarcza i którego zabraliście z zamku Rodriganda na okręt.
Teraz kapitan nie mógł już zapanować nad sobą. Przerażenie jego było tak widoczne, że wszyscy nań spoglądali z niedowierzaniem, kiwając głowami. Zauważył to i zdobył się jeszcze raz na spokój.
— Alboś oszalał, albo cię zasomnambulizowali. Kiedyście tutaj spuścili kotwicę?
— Przed dwoma godzinami.
— A ja przed czterema. Zresztą płyniemy z zupełnie odmiennych stron, więc skąd możesz wiedzieć?
— Zresztą nie mam czasu przysłuchiwać się twoim fantazjom. Adieu, panowie.
Założył swoją czapkę na głowę i wyszedł.
— Co to było? o czym mówiliście maat? — pytali ciekawie, skoro tylko się oddalił.
— Nic. Podsłuchałem tylko rozmowę jego dwóch majtków.
— A! tylko to. Ale w tym musi się coś kryć, przeraził się przecież i nie mógł ukryć zmieszania.