Nieznajomy otworzy! i wszedł. Szyderczo zaciśnięte usta jego wskazywały, że upokorzenie było tylko pozorne i krótkotrwałe.
— Panie nadleśniczy — rzekł — mam powody do ustępowania panu. Dzień dobry panu!
— Dzień dobry. Cóż dalej?
— Czy mogę prosić o chwilę urzędowej rozmowy?
— Nie mam wiele czasu, proszę wyrażać się krótko i węzłowato. Usiądź pan. Czego pan sobie życzy?
— W tym domu mieszka niejaka Zorska z córką?
— Tak.
— W jakim charakterze?
— Do tysiąca piorunów! Mieszkają u mnie jako lokatorzy.
— Muszę zauważyć, że upoważniony jestem do wymagania grzeczniejszych odpowiedzi.
— Otrzymasz je, panie komisarzu królestwa pruskiego.
— Czy oprócz córki są tu inne dzieci?
— Dzieci nie, lecz syn, lekarz.
— A gdzie on jest?
— Słuchaj no, przyjacielu, nie mam ani czasu, ani ochoty do dłuższego przesłuchania, którego cel i powód mi nie jest znany. Cóż pan chce od tego doktora Zorskiego?
— Wysłano za nim list gończy.
— List goń-goń-czy! — zawoła! kapitan. — Cóż pan plecie?
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 12.djvu/14
Ta strona została skorygowana.
— 332 —