ska. Robią bukiet, jeden z tych, które pan kapitan dostaje co dzień.
Twarz nieznajomego pokryła się rumieńcem radości, oczy jego wpatrzone były w te dwie postacie, gdy zapytał:
— Czy są tu drzwiczki w ogrodzeniu?
— Tak, lecz ty jesteś obcy, powinieneś wejść przez główną bramę!
— Ależ ja chcę iść do pani Zorskiej!
— Musisz powiedzieć służącemu, by oznajmił przybycie!
— Ona zna mnie już.
— Dobrze?
— O, bardzo dobrze.
— Hm, więc pokażę ci te małe wrota, bo mi się podobasz.
— Tak, podobam ci się?
— Doprawdy — odrzekł chłopiec szczerze.
— Ty mnie także. Jak się nazywasz?
— Robert.
— A Robert Helmer?
— Tak, znasz moje nazwisko?
— Znam je doskonale. Twój ojciec jest sternikiem okrętu „Jefrouw Mietje“.
— Tak jest, ale skąd ty wiesz?
— Pisała mi o tym pani Zorska. Ale chodź prędko. Gdzie są te drzwiczki?
— Tu na prawo, o dziesięć kroków stąd.
Nieznajomy przyśpieszył kroku i wszedł do ogrodu, do tej części, która pokryta była szklanymi szybami, a którą chłopiec nazwał ogrodem zi--
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 12.djvu/29
Ta strona została skorygowana.
— 347 —