Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 13.djvu/10

Ta strona została skorygowana.
—   356   —

dziękować. Zresztą jesteśmy spokrewnieni, więc wszelkie podziękowania nie są tu na miejscu. Usiądź pan i wybacz, że patrzę na pana z takim zdumieniem. Przedstawiałem sobie pana zupełnie inaczej.
— Czy wolno mnie się spytać, jakie wyobrażenie miał pan o mnie? — rzekł Zorski, siadając między matką a siostrą.
— Przedstawiałem sobie pana, jako małego, słabo zbudowanego człowieka, o delikatnych i wyrazistych rysach twarzy, z okularami na nosie, a tymczasem...
Nie dokończył zdania, gdyż nie mógł znaleźć odpowiedniego dokończenia.
Aż Zorski rzekł z uśmiechem:
— Teraz zaś przedstawia się oczom pańskim Goliat, bez okularów i bez wyrazistych — —
— Stój, stój! Tego nie miałem na myśli — odparł Rudowski żywo. — Chodzi tu tylko o wzrost. Nie mogłem tylko pojąć, aby taki olbrzym był synem pani Zorskiej. Wolę jednak, że taki wysoki człowiek należy do takiej rodziny. Nie wygląda pan wcale, jakby ci się przy lada drobnostce słabo robiło, przyznam się więc otwarcie, że o przybyciu pańskim naprzód mnie powiadomiono.
— A!
— Tak, dziś rano.
— Przez kogo?
— Przez świetną naszą policję.
— Przez policję? — zapytała pani Zorska trwożliwie. — Cóż to nas może obchodzić
— O, był tu nawet królewski komisarz poli-