cyjny i pytał się mnie, czy mieszka tu niejaki doktór Zorski.
Zorski skinął głową i rzekł:
— Spodziewałem się czegoś podobnego.
— Naprawdę, czy policja ma jakieś powody szukania pana?
Zorski uśmiechnął się znacząco i odpowiedział:
— Czy komisarz ten przytoczył może jakiś dowód swej ciekawości?
— Tak, podał nawet więcej powodów.
— Na przykład?
— Powiedział, że wysłano listy gończe za panem z powodu usiłowanego morderstwa, kradzieży, udziału w zbrodniach bandy zbójeckiej i tak dalej.
— O Boże, jakże się przestraszyłam! — zawołała siostra.
— Ależ to niemożliwe! Może nam to wyjaśnisz, mój synu?
— Mogę, matko — odpowiedział Zorski. — Wprzód jednak pozwolę sobie zapytać pana kapitana, jaką odpowiedź dał pan temu przedstawicielowi bezpieczeństwa publicznego?
— O, była to najdokładniejsza odpowiedź, jaką w ogóle mógł otrzymać; kazałem go mianowicie po prostu wyrzucić za drzwi.
— Naprawdę?
— Tak, w całym tym słowa znaczeniu. Nie mogłem uwierzyć, żeby ten doktór Zorski, o którego zaszczytnych przymiotach już tyle czytałem i słyszałem, mógł być członkiem bandy rozbójni--
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 13.djvu/11
Ta strona została skorygowana.
— 357 —