szonego owocu. Czy on, mociumdzieju, nic oszalał? I to ma pomóc chorej? Przynieście jej kapusty dobrej, pierogów, albo gołąbków, świeżej szynki i marynowanego śledzia. To dobre na apetyt, wzmacnia mózg i nerwy.
Poleciał szybko na podwórze i czterej jego chłopcy musieli znowu wziąć się do rogów. Zagrali znowm parę punktów nowego programu, które mogły obeznanego ze sztuką doprowadzić do rozpaczy.
On stał przed nimi i dyrygował. Wtem zauważył stojącego zdala sternika i podskoczył ku niemu.
— Helmer, wie pan dlaczego gramy?
— Wiem. Doktór Zorski ocalił hrabiankę Różę.
— Tak, ten doktór to ci chwat pod względem medycyny, ale co się tyczy jadła, nie rozumie się wcale. Pan go jeszcze nie widział?
— Nie. Chociaż muszę z nim pomówić o pewnej sprawie.
— A co znowu nowego?
— Et, hiszpańska historia, która może mieć dla niego pewną wartość.
— Hiszpańska? Do stu bomb, kartaczy! Pewnie z Rodrigandy.
— Tak.
— Poślę doktora do pana, skoro tylko będzie można z nim pomówić.
Nie trwało długo, a zupa dla Róży była już gotowa. Pani Elwira zaniosła ją do pokoju chorej.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 14.djvu/22
Ta strona została skorygowana.
— 396 —