Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 14.djvu/3

Ta strona została skorygowana.
—   377   —

— Mam mu coś powiedzieć — odrzekł roztropnie.
— Idź tędy na górę, to cię zameldują.
Robert poszedł we wskazanym kierunku i otworzył drzwi. W pokoju siedziało kilku ludzi, którzy czekali na swoją kolej, za kratkami zaś siedział woźny sądowy, który zauważył chłopca.
— Czego ty tu chcesz?
— Chcę się widzieć z prokuratorem.
— Ty, chłopcze? — pytał ze zdziwieniem — a czego ty chcesz od niego?
— Mam zlecenie.
Woźny myślał, że rozchodzi się o jakąś sprawę familijną, więc poszedł chłopca zameldować.
Robertowi w tej izbie wydawało się duszno i nieprzyjemnie. Odwaga zaczęła znikać, ale gdy przypomniał sobie kapitana i doktora Zorskiego, podniósł znowu głowę do góry i wyprostował się śmiało.
Właśnie wszedł woźny.
— Możesz iść, mały, tutaj — rzekł, wskazując mu drzwi.
Robert wszedł do pokoju, który prokurator nazwał swoją pracownią. Siedział tam jego sekretarz. W tej chwili wszedł prokurator do pokoju i zapytał:
— A co nowego masz mi donieść, chłopczyku?
Wobec tego ostrego i badawczego wzroku zabrakło mu trochę odwagi, ale przypomniawszy sobie cel swej wizyty, ożywił się znowu i rzekł:
— Czy ty jesteś prokuratorem?
— Tak.