mi co nowego zaszło. Jesteś przyszłym królem Gigatów. Pamiętaj opiekować się wskazanym człowiekiem.
Carba, królowa.
Borowy otrzymał to pismo wczoraj, a dziś powtórne czytanie przerwało mu pukanie chłopca. Złożył list i włożył do pugilaresa. Pugilares ten leżał zazwyczaj w skrzyni, pełnej listów, w tym samym malajskim języku pisanych i ze sporą wiązką banknotów.
— Dzień dobry, Tombi — rzekł mały Robert, gdy mu borowy otworzył drzwi.
Światło poranku padło na jego smukłą postać. Kto znał Alfonsa de Rodriganda i zobaczył tego człowieka, temu musiało wpaść w oko nadzwyczajne podobieństwo między tymi dwoma.
— Dopiero teraz wstajesz? — zapytał Robert.
— Nie, nie spałem wcale.
— Co robiłeś?
— Czatowałem na kozła.
— I złowiłeś go?
— Tak, tu jest w jaskini.
— Muszę go zobaczyć, pokaż mi go prędko! — zawołał chłopiec zachwycony.
— Chodź za mną.
Polszczyzna borowego brzmiała z cudzoziemska.
Miał bystre oko i wyraz uczciwości w obliczu, co mu zjednywało ludzi.