klął siarczyście, hamując się w połowie tego serdecznego wybuchu. Do stu kar... rzekł. — Zorski, doktorze, kuzynie, jeśli w przeciągu tych dwóch tygodni nie urządzisz zaręczyn, to zabiorę ci ją z przed nosa i ożenię się, jakem Rudowski. Możesz mi wierzyć, dotrzymam słowa!
Było to więcej, jak lat dwadzieścia, przed wypadkami, które dotąd opowiedziano. W Saragossie rozpoczął się karnawał. W tym czasie staje się Hiszpan zazwyczaj, poważny i sztywny, zupełnie innym człowiekiem. Rzuca się z dziką ochotą w wir uciech i rozrywek. Jeden z najwspanialszych pałaców miasta, zbudowany z kararyjskiego marmuru, sławny ze swej okazałości był własnością księcia Olsunny. Ten możny pan, człowiek najwyższej szlachty i jeden z najbogatszych właścicieli ziemskich miał dopiero dwadzieścia cztery lat, a był już wdowcem i ojcem małej, trzyletniej czarującej dzieweczki. Ze względów familijnych ożenił się z córką jednego z najbogatszych domów, nie kochał jej jednak i nie smucił się, gdy umarła w połogu.
Uchodził za gorliwego katolika i gorącego patriotę. Wielu jednak sądziło, że oddaje się rozkoszom pokryjomu, z których nie spowiadał się swo-