jemu spowiednikowi. Służba obawiała się go i drżała przed nim.
Jeden tylko urzędnik żył z nim po przyjacielsku, a był nim Gasparino Kortejo, również wówczas młody jak książe.
Książe czekał właśnie na Korteja, po którego posłał służącego.
Kortejo wsezdł. Wyglądał wtedy jeszcze świeżo i młodo. Był ubrany bardzo starannie.
— Co słychać z naszymi ubiorami na bal maskowy?
— Leżą już gotowe, don Euzebio.
— Jaki ubiór wybrałeś dla mnie?
— Perski.
— Pięknie. Nadaje on piękną postawę i można wziąć ze sobą błyszczącą zbroję i ozdobić się drogimi klejnotami. A ty?
— Ja wybrałem ubiór meksykański.
— Do wszystkich diabłów, wybrałeś dla siebie najlepsze. Lecz mniejsza o to. Czy będziesz gotów, za godzinę?
— Z pewnością.
— Idziemy razem. Gdzie się spotkamy?
— Hm! Chciałbym chętnie ubrać się poza domem.
— Słusznie. W ten sposób nie będą wiedzieli, że również zamaskowałeś się. Lecz gdzie?
— O — zaśmiał się Kortejo cynicznie. — Mam tu mały prześliczny stosuneczek, słodziutką, prześliczną kuzynkę.
— Do diabła. Słodziutka i śliczna. Czy kuzynka ta jest bardzo sędziwa?
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 15.djvu/12
Ta strona została skorygowana.
— 414 —