pieszczotliwie jego szyję. Była w negliżu, piękne jej kształty uwydatnione były aż nadto.
— Nareszcie przyszedłeś, mój drogi Gasparino! — rzekła, gdy wszedł do pokoju. — Musiałam dziś długo czekać na ciebie.
— Nie mogłem przyjść wcześniej. Mam także swoje obowiązki.
— Obowiązki? — zapytała. — Pierwszym i jedynym obowiązkiem jest czuwanie nad mym szczęściem.
— Przecież jesteś już szczęśliwa.
— Tylko dopóki ty jesteś ze mną, mój Gasparino. Niech cię przycisnę do serca, najdroższy.
— Zostaw mię teraz. Mam dużo do roboty.
— Co takiego? A, co ja widzę: ubiór maskowy.
Otworzyła pakunek i zbadała jego zawartość.
— A to przepyszne! Ubiór meksykański. Jaka to niespodzianka. Dziękuję ci.
Chciała znowu mu się rzucić na szyję, lecz on odepchnął ją i rzekł:
— Daj mi już spokój. Teraz nie mam czasu do tych pieszczot.
— Nie masz czasu? Tak, masz słuszność. I ja muszę się śpieszyć, by być na czas gotową. I ja muszę przebrać się.
— A sporządziłaś sobie także ubiór maskowy?
— Tak. Przeczuwałam, że przyjdziesz do Klaryssy, by się z nią bawić; dlatego postarałam się o ubiór Greczynki.
Skrzywił się.
— Niestety, nie będę mógł ci towarzyszyć. Jestem zmuszony iść z księciem.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 15.djvu/20
Ta strona została skorygowana.
— 422 —